Praca dzień w dzień
Praca zagranicą jest niczym kierat, pozwala utopić smutki. Niektórzy odreagowują poprzez zabawę, rozrywki, czasem nawet używki, inni poprzez nieustanną pracę. To wciąga, wiem sama po sobie. Kiedy przyjechałam do Niemiec pracowałam jako kelnerka w jednym z barów, z czasem podjęłam drugą i trzecią pracę. Początkowo pracowałam po osiem godzin przez pięć dni w tygodniu, potem również w weekendy, z czasem przychodzić zaczęłam tez na nocki. Bez pracy trudno mi było zorganizować sobie czas, oczywiście tłumaczyłam to sobie, ze to kwestia potrzeby pieniędzy, jednak po kilku miesiącach zarobiłam już taką sumę, iż sama nie wiedziałam na co ją mogę przeznaczyć. Mimo iż pracoholikiem nie jestem to praca była moim jedynym zajęciem. Nie mając znajomych, bliskich trudno było mi znaleźć taką rozrywkę która pozwoliłaby mi nie myśleć o tych których zostawiłam w kraju. Było coraz gorzej, uznałam z czasem ze dość, czas z tym skończyć bo dzieje się coś niedobrego, byłam wciąż zdenerwowana, roztrzepana a zarazem zaniedbywałam obowiązki domowe czując potrzebę bycia w pracy. Postanowiłam zrobić sobie dłuższe wakacje i wróciłam do Polski. To był dobry wybór, naładowując akumulatory po pół roku ruszyłam ponownie do Niemiec. Tym razem wybrałam sprzedaż w sklepie, jednak z mocnym postanowieniem iż pracować będę tylko tyle ile muszę, na pewno nie przez siedem dni w tygodniu i większość dnia.